piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 1

     Charlie wprost nienawidziła początków. Uwielbiała mieć wszystko poukładane i zapięte na ostatni guzik, a gdy coś nie szło po jej myśli traciła nadzieję we wszystko. Niestety Charlotte nie miała innego wyjścia. Minęły dwa miesiące od pogrzebu Cindy.
     Młodsza siostra Molly, po śmierci mamy skończyła czternaście lat. W tym wieku zazwyczaj nastolatki przechodzą okres buntu. Tak też było w przypadku brunetki. Mówił o tym jej ponury styl ubierania i mocny makijaż. Charlie pewnego razu przy porannej kłótni znalazła w rzeczach Molly papierosy. Nie powiedziała o tym ojcu, ale to nie znaczyło że nie była na siostrę okropnie wściekła.
     Być może w nowym miejscu wszystko zacznie się układać inaczej. Tom postanowił wyprowadzić się z głośnego, tłocznego Manhattanu i wprowadzić do bardziej spokojnego Londynu. Charlotte przez jakiś czas wykłócała się o to z Tom’em, ale nie miała wiele do powiedzenia gdyż jej tata postanowił o przeprowadzce i nie miał zamiaru zmienić zdania. Po nie udanej próbie przekonania ojca, Charlie poszła odwiedzić swoich przyjaciół: Maggie, Katie i Erick’a. Musiała pożegnać się z nimi przed wylotem do jak to stwierdziła „nudnego Londynu”.
     Nie spodziewała się, że ten dzień nadejdzie tak szybko. Wieczorem Charlie biegała po domu i szukała swojej ulubionej torebki. Należała ona kiedyś do jej matki, ale Tom postanowił podarować córkom jakąś część Cindy. Była to jedna, jedyna rzecz, gdyż nigdy nie pozwalał otwierać im garderoby Cindy. Zatem Charlotte dostała małą, czarną, lakierowaną torebkę, a Molly naszyjnik, który był złotym zegarkiem.
  - Nie widzieliście gdzieś mojej torebki ?! – krzyknęła stojąc w połowie schodów.
     Swoim głosem przywołała resztę domowników, którzy zebrali się na samym dole. Zdenerwowana Charlie odetchnęła głęboko i założyła kosmyk swoich brązowych włosów za ucho.
  - Nie Charlotte, nigdzie jej nie widziałem. – odparł pierwszy jej ojciec i wzruszył ramionami.
  - Molly ? – odezwała się do siostry.
  - Skąd mam wiedzieć gdzie trzymasz swoje graty… - odpowiedziała obojętnie.
  - Mo to nie jakieś graty, to torebka mamy ! – krzyknęła zrozpaczona Charlie.
  - Ty ją zgubiłaś, więc teraz sama szukaj. – nie przejmując się siostrą, Molly odwróciła się i poszła do salonu.
     Charlotte zdenerwowana wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos i ruszyła na górę. Weszła do swojego pokoju i ponownie zaczęła go przeszukiwać. Sprawdziła pod łóżkiem, w każdej szufladzie, a nawet za szafą. Niestety nigdzie nie było śladu jej torebki. Klęcząc na podłodze z ostatnimi nadziejami na jej odnalezienie, do głowy wpadła jej jeszcze jedna myśl.
  - Molly ! – krzyknęła pod wpływem emocji i podniosła się z podłogi, biegnąc prosto do pokoju młodszej siostry.
     Niestety brunetka była szybsza i słysząc krzyk Charlie, wybiegła z kuchni zostawiając paczkę popcornu w mikrofalówce. Potknęła się na przedostatnim schodku, ale zdążyła przed Charlie i zablokowała jej wejście do pokoju.
  - Molly, daj mi wejść do twojego pokoju ! – krzyknęła ciemnowłosa.
  - Pokój jest mój i mam prawo zabronić ci do niego wejść… - wzruszyła ramionami uśmiechając się, by bardziej zdenerwować siostrę.
     Charlotte pomyślała przez chwilkę i przypomniała sobie o incydencie z pewnego ranka. Uśmiechnęła się przebiegle, gdy znalazła idealny haczyk na młodszą siostrę.
  - Wpuść mnie, a tata nie dowie się o trawce. – powiedziała pewnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
  - Nie zrobisz tego… - Molly pokręciła głową.
  - Jesteś tego pewna ? – brunetka uniosła brwi ku górze.
     Mała buntowniczka wydała z siebie przeciągłe warknięcie i odeszła z przed drzwi. W tym momencie Charlie szybko je otworzyła i zaczęła przeszukiwać pokój. Po dziesięciu minutach zaczynała wątpić, że cokolwiek tu znajdzie ale przypomniała sobie o starym kufrze w kącie pokoju. Kiedy ruszyła w jego stronę Molly wpadła w panikę.
  -Nie ! To znaczy… Nie otwieraj go jest w nim pełno dziwnych rzeczy, no wiesz takie tam moje szpargały. – uśmiechnęła się jak najżyczliwiej, by nie wzbudzić jakichkolwiek podejrzeń.
  - Takie tam szpargały mówisz ? – powtórzyła Charlie.
     Młodsza siostra skinęła głową i uśmiechnęła się jeszcze bardziej, ale Charlotte wiedząc że coś jest nie tak szybko podbiegła do kufra i otworzyła pokrywę zanim Mo zdążyła zareagować. Na samym dnie leżała czarna, lakierowana torebka Charlie, którą w tym momencie pokrywał duży kleks, różowego lakieru do paznokci.
  -Molly ! – Charlotte krzyknęła tak głośno, że mogło usłyszeć ją pół Manhattanu. – Coś ty zrobiła ! – jęknęła i sięgnęła po torebkę.
  - No nie chciałam, przyszła do mnie Melissa i malowałyśmy sobie paznokcie, no i niechcący wylałyśmy na twoją torebkę lakier… - brunetka tłumaczyła się jak tylko potrafiła, ale niestety było już za późno.
  -Jak mogłaś to torebka mamy ! – krzyknęła Charlie i wybiegła.
     Znajdując się w swoim pokoju zatrzasnęła drzwi i rzuciła się na łóżko trzymając kurczowo pobrudzoną torebkę przy swojej piersi. Była to jedyna rzecz, którą Charlie miała po swojej mamie, a teraz nie miała już nic. W dodatku miała wyprowadzić się z domu, w którym było tyle wspomnień. Charlotte podniosła się do pozycji siedzącej i podkurczyła nogi. Otarła mokre policzki i nagle przypomniało jej się jak razem z mamą tańczyły w jej pokoju do piosenek The Beatles.
     Wyskoczyły na łóżko i skakały po materacu, były same w domu więc mogły szaleć. Niespodziewanie Tom wrócił wcześniej z pracy i zastał swoje dwie ukochane kobiety szalejące po pokoju. Na to wspomnienie na twarzy Charlie pojawił się uśmiech, ale zaraz przypomniała sobie o torebce. Spojrzała na nią i pogładziła po powierzchni. Była idealnym dodatkiem i nie chciała się z nią rozstawać. Postanowiła, że jej nie wyrzuci może da się coś jeszcze z nią zrobić. Kiedy odłożyła torebkę do jej pokoju wszedł Tom.
  - Wszystko w porządku, córeczko ? - spytała troskliwie i usiadł na krawędzi łóżka.
  - Nie, Molly zniszczyła torebkę mamy... - chlipnęła i wskazała na dodatek, który leżał na etażerce.
  - Nie da się nic z nią zrobić ? - zadał kolejne pytanie, wziąwszy do ręki torebkę.
  - Raczej nie jest pobrudzona lakierem.
     Nastała cisza. Charlie nerwowo skubała poduszkę, gdyż w jej głowie układały się różne scenariusze jutrzejszego poranka, kiedy to mieli zaplanowany wylot. W tym samym czasie jej ojciec bił się ze swoimi myślami, zastanawiał się co zrobić, by choć trochę poprawić humor swojej córce.
  - Chodź ze mną. - odparł w końcu i wyciągnął w stronę Charlie rękę.
     Ciemnowłosa skinęła głową, otarła mokry policzek i złapała rękę ojca tym samym zsuwając się z łóżka. Ruszyła za nim jak się okazało do jego sypialni i stanęli przed dwuskrzydłowymi drzwiami do garderoby Cindy.
  - Ale tato... - szepnęła i spojrzała na twarz ojca.
     Tom pokręcił głową, złapał za obydwie klamki i otworzył garderobę. Oczom Charlotte ukazało się pełno wieszaków zapełnionych ciuchami, na wprost stała szafa z przeróżnymi butami, a obok toaletka z kosmetykami i biżuterią. Na pufie obok jednego z wieszaków leżał szlafrok Cindy, wyglądał tak jakby czekał na swoją właścicielkę, aż włoży go po ciepłej kąpieli.
     Charlie zaświeciły się oczy i poczuła jak kręci się jej w głowie, ale mimo to nie upadła. Postawiła pierwsze kroki w garderobie mamy i musnęła ręką kilka sukienek wiszących na wieszakach.
  - Czego jeszcze nie spakowałeś tych rzeczy ? - spytała panna Wilson.
  - Nie wiem, może czekałem na ten moment ? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
     Charlotte była zaskoczona słowami ojca. Dwa miesiące musiała czekać na tą chwilę. Był to bowiem moment w którym Tom w końcu przejdzie przez ostatni etap żałoby, depresję. Ojciec Charlie nie chciał się otworzyć na nowe znajomości, zwłaszcza te ze strony kobiet. Wciąż kochał Cindy i myślał tylko o niej, nie chciał wyrzucać jej ze swojego serca i zastępować inną. Bał się też, że jego córki nie są na to jeszcze gotowe, a w tym momencie ich uczucia były dla niego najważniejsze. Nie podobała mu się wizja, że ktoś inny może przygotowywać mu obiady, czy będzie doradzał jego córkom w sprawach sercowych. Nie mógł sobie wyobrazić także kogoś innego na drugiej połówce łóżka. To wszystko należało do Cindy.
     Tom kazał wybrać Charlie kilka rzeczy, które chcę wziąć na własność. Zawołał również Molly, bo w końcu ona też była jego córką. Panny Wilson rozejrzały się po garderobie i znalazły odpowiadające im rzeczy, następnie z wielkimi uśmiechami na twarzy przytuliły ojca. Odniosły ciuchy do swoich pokoi i wróciły do sypialni ojca, by zaproponować mu pomoc w składaniu reszty ubrań.
  - Tato możemy ci pomóc ? - odezwała się Charlie.
     Tom, który rozkładał kartonowe pudła, uniósł głowę do góry i uśmiechnął się.
  - Jeżeli tylko chcecie... Proszę bardzo. - rozłożył ręce i zabrał się za kolejne pudełka.
     Jasnowłosa uśmiechnęła się w stronę siostry i popędziła w stronę garderoby. Zaczęła ostrożnie wyjmować wieszaki tak by niczego nie zniszczyć. Mimo iż otrzymała od ojca kilka innych rzeczy, by osłodzić utratę torebki, Charlie nadal wgłębi duszy nie mogła pogodzić się z tym, że już nigdy nie założy jej jako dodatek do kwiecistej, rozkloszowanej sukienki.
     Nazajutrz ciemnowłosa zerwała się wcześnie rano ubrała się w przygotowane ciuchy i zbiegła na dół do kuchni, w której krzątał się już Tom. Charlie podbiegła do niego i ucałowała go w policzek. Otworzyła lodówkę i zabrała się za przygotowywanie sobie śniadania.
     Godzinę później cała rodzina jechała taksówką w stronę lotniska. Kiedy znaleźli się już na terminalu, Charlie zaczęła się coraz bardziej denerwować. Bała się nowego otoczenia i nowego miasta. To wszystko bardzo ją przytłaczało. Gdyby jej mama żyła zapewne poszłaby się do niej wygadać, ba wtedy Charlie nigdzie nie musiałaby się wyprowadzać.
     Lot minął szybko, ale mimo to każdy z tej trójki był bardzo zmęczony. Na lotnisku prędko zapakowali się do taksówki i po podaniu adresu najpierw udali się pod dom brązowookiej. Wiedziała jak będzie on wyglądał, bo sama wybierała na stronie internetowej na której kupiła dom. Była to typowa ceglana kamieniczka z białymi akcentami, ze schodami, oraz małym ogródkiem z przodu. Plusem był także balkon, oraz taras z tyłu. Dziewczyna nie była przekonana, ale ostatecznie mogła się przyzwyczaić.
     Kiedy znaleźli się przy jej nowym lokum, Charlie nie mogła oderwać od niego wzroku. Była zdziwiona tym jak jeszcze bardziej spodobała jej się kamienica na żywo. Niesamowitego uroku dodawało pnącze, które wiło się aż po sam dach. Wnętrze jak się okazało równie podobało się nie tylko Charlie, ale i pozostałej dwójce. Nie podlega wątpliwości, że trzeba zrobić mały remont, ale jak dla niej było idealnie.
     Zaraz potem weszli na górę, by obejrzeć resztę. W końcu Charlotte pożegnała Molly oraz ojca i nareszcie została sama. Mogła w ciszy nacieszyć się swoim własnym, nowym domem. Jeszcze raz na spokojnie odwiedziła każdy pokój. Kiedy weszła do jednego z nich na piętrze wiedziała, że odnalazła swój azyl właśnie w nim. Jak dla Charlotte było idealne, ponieważ zawsze marzyła o siedzisku na oknie, oraz własnym balkonie. Od razu otworzyła drzwi i wyszła na świeże powietrze. Oparła się o barierkę i zamknęła oczy. W pewnym momencie poczuła charakterystyczny zapach tytoniu. Zdezorientowana otworzyła oczy i zmarszczyła brwi. Odwróciła głowę w lewą stronę i spostrzegła, że nie jest sama. Na sąsiednim balkonie stał czarnowłosy, Mulat z czekoladowymi oczami. Między jego wargami znajdował się papieros. Zdaje się, że było mu bardzo ciepło, ponieważ jego górna partia ciała była odsłonięta, eksponując idealny tors, oraz wiele różnorakich tatuaży. Szarą koszulkę przerzuconą miał przez ramię, a czarne dresy nisko opuszczone na biodrach ukazywały gumkę bokserek Calvina Kleina. Usta wygięły mu się w cwaniackim uśmiechu, gdy zobaczył reakcję Charlie.
  - Takich nowych sąsiadów to ja mogę witać codziennie... - zaciągnął się i wypuścił dym z ust, jednocześnie lustrując pannę Wilson od dołu, do góry.
     Za nim jednak Charlotte zdążyła jakkolwiek zareagować, chłopak zniknął za drzwiami balkonowymi zostawiając po sobie jedynie zapach tytoniu.

______________________________________

Bardzo dziękuję za komentarze pod prologiem. Szczególnie się one dla mnie liczyły :)
Mam nadzieję, że i również pierwszy rozdział przypadnie Wam do gustu.
Na razie wieje nudą, ale historia powoli się rozkręca :)
Niedługo pewnie pojawi się zwiastun, więc wyczekujcie !
Buziaki :*




piątek, 17 stycznia 2014

Prolog.

     Straciła swoją mamę największą przyjaciółkę. Kobietę, która kochała ją najbardziej na świecie. Troszczyła się o nią jak o najdroższy skarb. Tylko jej Charlotte mogła opowiedzieć wszystko co leży jej na sercu. Uwielbiały swoje towarzystwo, każdą chwilę chciały zapamiętać na zawsze. Oczywiście zdarzały się i te złe sytuacje. Nie raz pokłóciły się ze sobą i wtedy wyglądało to bardzo poważnie, ale nie trwało to długo. Przespały noc i na następny dzień mogły dalej śmiać się przy śniadaniu i planować dzień.
     Teraz Charlie nie ma takiej osoby. Oczywiście jest jej ojciec, ale czy on będzie potrafił zrozumieć swoją córkę, która przyjdzie do niego z problemem sercowym ? Gdyby się zastanowić, która dwudziestolatka przychodzi z takimi sprawami do swoich rodziców. Pewnie większość biegnie na pomoc do przyjaciółki, koleżanki. Dla brunetki jej największą przyjaciółka była jej mama. Owszem miała bardzo bliskich znajomych, ale tą jedyną osobą która mogła zajrzeć jej do duszy była Cindy.
     Nic nie może równać się z bólem jaki odczuwała Charlie na pogrzebie swojej matki. Wiosna, czas w którym wszystko i wszyscy budzą się do życia. Dla panny Wilson i jej rodziny to był najgorszy okres. Był to bowiem czas żałoby, czas na rozpacz, obwinianie się czy nawet depresję w jaką wpadł Tom, ojciec Charlotte. Przez pewien czas nawet próbował się uciec do najlepszej przyjaciółki, butelki wódki. Na szczęście ma dwie kochające córki, które nie pozwoliły mu na to. Wtedy można dostrzec jakim skarbem jest rodzina.
    Był też czas ciągłych kłótni, gdy Charlie przyprowadziła do domu chłopaka. Nie wiadomo co rozwścieczyło Tom'a, można się tylko domyślać. Brunetka nie chciała źle, szukała kogoś kto pocieszy, zrozumie, wyciągnie ją z tego trudnego okresu. Zdaje się, że nikt tego nie potrafił.
     Kiedyś Charlotte przeczytała żeby nie oczekiwać od rodziny, że zrozumieją, ale że zaakceptują. Myślała, że to prawda. Później nie była już tego taka pewna.
     Rodzice chcąc dla nas jak najlepiej, chronią czy dają rady. Ale wszyscy robią coś co nie mieści się w ich światopoglądzie. Wtedy zaczyna się zastanawianie, gdzie popełnili błąd w wychowaniu swoich dzieci. Z punktu widzenia Charlotte rodzice powinni robić wszystkie te "rodzicielskie" rzeczy, ale by pozwolili też swoim dzieciom żyć, swoim życiem. Żeby byli gdzieś obok nas, by wsparli nas w razie potrzeby. Tak było właśnie z jej mamą. Charlie chciałaby pamiętać o tym wszystkim, gdy na świecie pojawią się jej własne dzieci i być matką jaką dla niej była Cindy.


__________________________________

Mam nadzieję, że w jakiś sposób Was zaciekawiłam.
Proszę o opinię ! :)

Cześć !

Hejka wszystkim :)

Wypadałoby coś na wstępie powiedzieć, więc...
Będę tutaj publikować moje opowiadanie o One Direction.
W sumie to zespół nie będzie tam istniał, ale wiecie o co chodzi ;)
Za niedługo pojawi się szablon, zwiastun i co najważniejsze prolog.

Mam nadzieję, że będę mieć dla kogo pisać bo w końcu po to zakładałam bloga :)

To do pierwszego ! <3